Chodziłem po lesie. Panował tam mrok. Było chłodno, lecz mi to zbytnio nie przeszkadzało. Moje serce już przestało dawno odczuwać ciepło, więc przyzwyczaiłem się do tego. Westchnąłem i przyspieszyłem kroku. Ta kilku miesięczna wędrówka zaczynała nie powoli męczyć. Moje tępo jeszcze bardziej przyspieszyło. Teraz normalnie biegłem. Chwilę później wylądowałem na jakiejś polanie. Z niej był przepiękny widok na gwiazdy. Zatrzymałem się i usiadłem w wysokiej trawie. Uniosłem pyszczek do góry i spoglądałem w górę. Nie wszyscy mogą zobaczyć coś takiego. Z podziwiania tego zjawiska wyrwał mnie dźwięk szeleszczących roślin. Od razu wiedziałem, że ktoś się do mnie zbliża. Wstałem i zastrzygłem uszami. Hałas wydobywał się z mojej prawej strony. Zacząłem biec przed siebie i zmylać tajemniczą postać. Zostawiałem za sobą kręte ślady ugniecionej trawy, aby wróg mnie nie dogonił. Jednak okazało się, że nieznajomy był dosyć inteligentny i wiedział gdzie jestem. Po chwili coś, lub ktoś na mnie skoczył. Szarpałem się, lecz na marne, gdyż zwierz przygniótł mnie całym swym ciałem.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz